sobota, 12 marca 2016

Krótka historia życia cz.2

... na czym to ja skończyłem. Aaa, zakupy. Ogólnie całkiem udana wyprawa. Dobrze że we Wrocławiu ciężko trafić na korki, bo jeszcze tylko by brakowało przed tym jakże to pięknym momentem jak zakupy z żoną powolnego brnięcia do celu.
Podsumowywując zaliczam je do całkiem udanych, spożywka raz dwa i niezwykle przyjemna część, czyli zakup bucików i kurteczki dla żoneczki. Dawno nie spędziłem tak miło czasu ;).

No, ale wracamy do tematu.

W skrócie jeszcze raz, narodziny, dzieciństwo, wychowywanie bla bla bla. pobódka!

Coś tam się w tej głowie już od jakiegoś czasu działo. Tak wiele rzeczy mi się nie podobało, tak wiele nie byłem w stanie zrozumieć. Szkoła hmm, ciężki temat, ale aż takim tępakiem to ja nie byłem. Podstawówka pasek, potem najlepsze technikum, z delikatnymi podknięciami pod koniec. Może wyniknęły z tytułu całkiem bogatej absencji, zdecydowanie nie wynikającej z problemów zdrowotnych :). Nie lubię tłumów, więc unikałem zatłoczonych, wydeptanych ścieżek. Po prostu powiedzmy, że postanowiłem odebrać umysł złodziejom. Schematy, stereotypy, mędrcy z telewizji, króle z ambony... może innym razem, bo robi się zbyt szczegółowo, a miało być krótko. Udawało się czasami choć na chwilę wyrwać ze szponów tego jakże smutnego społeczeństwa w którym żyjemy. I nie chcę, aby ktokolwiek poczuł się tutaj urażony, bynajmniej na pewno nie Ci którzy na to zdecydowanie nie zasługują.
Stop! dość!  miałem to szczęście znaleźć się  na innej planecie, uśmiechnięte twarze, życzliwość, spokój, to czego gdzieś w głębi ciągle szukałem, czego pragnąłem. Spokojny, otwarty umysł zaczął przyciągać rzeczy wprost proporcjonalne do toku myślenia. Chłonąłem to piękno które do mnie napływało nie wiadomo skąd.  A to wpadł w ręce Robert Monroe, a to Bruce Moen. Gdzieś tam Carlos Castaneda, Władimir Megre ze swoją cudowną "Anastazją" którą polecam Wam ponad wszystko drodzy przyjaciele. Można by wymieniać długo z jak wieloma dziwami  przyszło się zmierzyć, jakimi nieprawdopodobnymi drogami stąpać, jak niesamowite energetyzujące świadome sny przeżywać. Wystarczyło poprosić, wyciągnąć rękę, otworzyć umysł i brać.
Pragnę w tym momencie najgoręcej w świecie podziękować moim przewodnikom, tym fizycznym jak i niefizycznym  za  tą całą mądrość, którą nieustannie byłem atakowany. Najserdeczniej dziękuję Wam jednak za ten mroczny deszczowy poranek, za tą tajemniczą uliczkę, za te uchylone odrapane zielone drzwi, za którymi po raz pierwszy dane mi było zderzyć się z jogą. Pamiętam to jak dziś, stałem i patrzyłem jak oniemiały. Nie trwało to długo. Musiałem ruszać dalej, ale nigdy nie zapomnę tej magii która wylewała się z pomieszczenia. Nikt nawet nie zwrócił na mnie uwagi, a drzwi powinny były chyba być zamknięte hmm?
Przez długi czas miałem przed oczami ten cudowny widok. Pamiętam z jaką radością jak i ciekawością odpaliłem pierwszy jogowy materiał, a uwierzcie mi, pomimo że nie mam 100 lat, nie było to tak szeroko dostępne jak dziś.
Pierwsze ćwiczenia, aaała, dramat. To było straszne. Umysł w trakcie przebudzenia, ale ciało to już chyba dawno umarło.
Pierwszy skłon, nawet nie marzyłem żeby dotknąć palcami podłogi, marzyłem żeby zobaczyć podłogę. Sokolego wzroku to ja nigdy nie miałem :).
Wiele się jeszcze potem działo, dużo by opowiadać, ale co by się nie działo, wyginam śmiało ciało :D

Do następnego...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz